an43
262 sweterek chroniący ramiona przed chłodem. Była przyzwyczajona do klimatu El Paso: zarówno w samolotach, jak i w samym Idaho było dla niej zdecydowanie za zimno. - Potrzebujesz czegoś solidniejszego. Dżinsy, mocne buty Nie wiemy, co nas tam czeka. Zrobiłem mały rekonesans w rejonie, teren wygląda na ciężki. Zabrali bagaże Milli. Diaz wziął ciężką walizkę, przełożył ją sobie do lewej ręki, a prawą wskazał kierunek. Ruszyli w stronę parkingu. - Jak długo tu jesteś? - Od zeszłego wieczoru. Nie widziała go przez trzy tygodnie. Aż do teraz nie uświadamiała sobie, jak bardzo brakowało jej Diaza. Sama jego fizyczna obecność budziła w niej ukryte pragnienia. Było z tym trochę tak jak z bólem porodowym: bezpiecznie i z dala od niego, Milla pamiętała tę elektryzującą aurę niebezpieczeństwa, ale nie była w stanie jej poczuć. Blisko Diaza jej puls szalał, zmysły pracowały na najwyższych obrotach. Odruch bezwarunkowy: całkiem jak automatyczna reakcja organizmu na potencjalne zagrożenie. A może dokładnie o to chodziło? Rozpoznała także oszałamiające uczucie euforii: motyle w brzuchu, nie czuła tego od czasów związku z Davidem. Milla szczerze kochała Davida i z całą pewnością nie kochała Diaza, ale tu chodziło również o to, że pożądała Davida fizycznie. I żaden mężczyzna po nim nie zdołał wywołać u Milli tej reakcji, niezależnie od tego, jak an43 263 atrakcyjny się wydawał. Żaden oprócz Diaza. Pragnęła go. Tak, powinna chyba iść z tym do psychiatry, ale pragnęła go. Milla oczekiwała jakiegoś wynajętego samochodu osobowego, może cięższej maszyny, ale to, co ujrzała, było zaiste niecodzienne. Potężna czarna półciężarówka z napędem na cztery koła, z tak wysokim zawieszeniem, że Milla poważnie zastanawiała się, jak w ogóle wejść do kabiny. Nawet w spodniach. Diaz wrzucił bagaże na tył samochodu, po czym otworzył drzwi. - Skąd wytrzasnąłeś taki sprzęt? - spytała Milla, patrząc na wielkie światła zamontowane na dachu szoferki. - Przecież chyba go nie wynająłeś? - Pożyczyłem od znajomego - odparł, chwytając ją w pasie i podsadzając do kabiny. - Od znajomego? - zapytała, gdy Diaz usiadł za kierownicą. - Nie od przyjaciela? - Ja nie mam przyjaciół. To proste i okrutne oświadczenie wstrząsnęło Millą, uderzyło ją prosto w pierś, zabolało w środku. Jak można wieść tak puste, samotne życie? - Masz mnie - powiedziała bez zastanowienia. Jego dłoń trzymająca kluczyki zamarła tuż przed stacyjką. Diaz wolno odwrócił się w jej stronę i spojrzał na swoją pasażerkę. Nie mogła nic wyczytać z jego ciemnych oczu, ale widziała w nich żywy płomień.