ich zespołu i przygotowała się do pierwszego spotkania z Abe’em. Wydawało jej się, że
podstawowe zasady działania są jasne. Dochodzenie wymagało współpracy sił lokalnych i stanowych. Abe miał zająć się badaniem zebranych przez techników dowodów i wspierać pracę śledczą swoim sporym doświadczeniem. Rainie natomiast wraz z Lukiem i trzema ochotnikami powinna prowadzić przesłuchania i sporządzić dokumentację. Miejscowi funkcjonariusze lepiej znali mieszkańców miasteczka, a poza tym nauczyciele i rodzice zapewne woleliby współpracować z nimi, niż z policją stanową. Rainie nie miała nic przeciwko temu, żeby Abe zbadał miejsce przestępstwa. Wiedziała, że potrzebuje pomocy. Ale nie mogła i nie powinna była rezygnować z kierowania śledztwem. I w ogóle nie ma o czym mówić. A przynajmniej tak jej się wydawało jeszcze o siódmej rano. – Zawaliłaś sprawę – oznajmił Sanders, najwyraźniej zniecierpliwiony, że nie dotarło to do niej za pierwszym razem. – Jesteś niedoświadczona, nie radzisz sobie. – Zabezpieczyłam miejsce zbrodni i aresztowałam mordercę. Rzeczywiście powinnam się wstydzić. – Stratowałaś miejsce zbrodni – poprawił ją kąśliwie. – Mój Boże, wpuściłaś sanitariuszy. Nigdy nie widziałaś ich w akcji? Trzeba było jeszcze zaprosić straż pożarną i wyprawić przyjęcie. – Kazałam Waltowi zaczekać. A on się nie zastosował do mego rozkazu, za co Bradley Brown jest mu zapewne bardzo wdzięczny. – Brown mógł i tak przeżyć. – Mógł przeżyć? Dostajecie prowizję od każdego zabitego, czy co? Sanders pozostał niewzruszony. – Sanitariusze zadeptują miejsce przestępstwa. To chyba oczywiste. Podobnie zrozpaczeni rodzice szukający swoich pociech i szkolni biurokraci, którzy próbują się doliczyć... – Przyjechaliśmy najszybciej, jak było można. Geografia jest też dość oczywista, a geograficznie dzieliło nas od szkoły piętnaście minut drogi. Nie miałam wpływu na to, co działo się przed waszym przybyciem. – No, dobrze. A kiedy już tam dotarliście? Kto strzelił z własnej broni? Dokładnie na miejscu przestępstwa? – Uniósł brwi. – Podejrzany celował we mnie! – krzyknęła z oburzeniem Rainie. – Szanuję przepisy, ale nie zamierzam dla nich umierać. – Aha, rozumiem. Bałaś się o swoje życie, więc strzeliłaś w sufit. Rzeczywiście, mój błąd. Wszystko jest bardzo logiczne. – Ty, draniu... Zacisnęła pięści. Policzyła powoli do dziesięciu i właśnie kończyła, kiedy w drzwiach ukazał się nieznajomy mężczyzna. On też, podobnie jak Sanders, miał na sobie starannie wyprasowany garnitur. Niech Bóg się nade mną zlituje, jęknęła w duchu Rainie, goście z policji stanowej rozmnażają się. Zmusiła się, żeby rozewrzeć dłonie i przybrała spokojniejszy ton. – Napisałam o tym w raporcie, który z pewnością przeczytałeś i poprawiłeś, czepiając się rozmiaru czcionki. W ostatniej chwili ojciec podejrzanego rzucił się do przodu i wpakował prosto na linię strzału. – A więc łatwo ci przychodzi pociąganie za spust? Chcesz, żeby w ten sposób opisano cię w aktach? – Hej, czy ty kiedyś musiałeś sięgnąć po broń? Czy ktoś cię kiedyś usiłował podziurawić? Co ty, do diabła, możesz wiedzieć o strzelaniu? Sanders spojrzał na nią ze złością. Czyżby ten chodzący ideał nigdy nie znalazł się w opałach? No i kto tu jest niedoświadczony? Ale triumf Rainie nie trwał długo. – Pozostają jeszcze problemy związane z aresztowaniem. – Abe znowu ruszył do ataku. – Niby jakie? – Przede wszystkim, przesłuchanie. Rozmawiałaś wcześniej z prokuratorem okręgowym? – Wezwałam Rodrigueza, żeby wziął udział w przesłuchaniu. Wszystko zgodnie z przepisami.