przykrywkę swojej kawy. – Z budki. Znalazł adresy i wykaz
podróży Wendella White’a i Davida Snowa. Adresy są bezużyteczne. Nikt tam nie mieszka, a telefony nagrywają się na sekretarce. Jednak wykaz podróży może się okazać bezcenny. – Uśmiechnął się i wypił trochę kawy. – Obaj panowie odwiedzali w ciągu ostatnich dwóch lat Kolumbię, Meksyk, Izrael, a także Anglię. Podrzuciłem mu jeszcze Nicka Wintersa do sprawdzenia. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Kate odłożyła swoją kiełbaskę, bo nagle straciła apetyt. – Tylko po co to wszystko? – Przecież musimy udowodnić, że Powers to czarna owca, prawda? Wszystkie potrzebne wpisy mamy w jego notesie. Musimy tylko złamać szyfr. Te informacje nam w tym pomogą. – Widząc, że wciąż go nie rozumieją, podjął dalsze wyjaśnienia: – Prawdopodobnie, jeśli uda nam się rozszyfrować jeden z wpisów, zrobimy to również z pozostałymi. Jakbyśmy mieli do czynienia z nieznanym alfabetem. Sprawdziłem już parę rzeczy. Według mojego detektywa, Snow wyjechał do Meksyku czwartego lipca zeszłego roku, a wrócił piętnastego. W jego notesie jest zapis pod datą z czternastego lipca. – Więc go mamy! – Może tak, a może nie. A jeśli daty też są zaszyfrowane albo jakoś pozmieniane? A może to była jakaś zupełnie niewinna podróż? Musimy wszystko posprawdzać i wtedy będziemy wiedzieć. Trzeba przejrzeć stare wydania gazet i wynotować wszystkie informacje o tajemniczych zgonach dostojników z tych krajów. Luke spojrzał na Kate i Juliannę. – Wiem, że to może zająć sporo czasu, ale nie mamy innego wyjścia. Lepsze to niż czekać, aż Powers sam uderzy. Spojrzeli po sobie, a potem zaczęli działać. Wiedzieli, że mają mało czasu. Jeśli John ich ściga, to z pewnością jest szybki niczym błyskawica. Przemeldowali się do nowego hotelu. Była to straszna nora z wystrojem w średniowiecznym stylu, jakby można było uzyskać ten efekt, używając jedynie czarno-czerwono-srebrnych błyszczących tapet. Recepcjonistka nie miała pojęcia, gdzie jest najbliższa czytelnia, nie mówiąc już o bibliotece, ale podsunęła im książkę telefoniczną. Dowiedzieli się, że biblioteka imienia Martina Luthera Kinga Jr. znajduje się przy 901 G Street N. W., w dawnej biznesowej części centrum. Można tam było dostać mikrofilmy zarówno ,,Washington Post’’, jak i ,,New York Timesa’’. Czas im się dłużył, gdyż poszukiwania były żmudne. Kate jeszcze raz stwierdziła, że gonią za chimerą, bardziej niż kiedykolwiek świadoma bliskości Johna Powersa. W dodatku Emma bardzo utrudniała im poszukiwania. Zrobiła się tak marudna, że Kate musiała na zmianę z Julianną wciąż się nią zajmować. Kołysały ją i śpiewały kołysanki, ale niewiele to pomagało. Dziewczynka prawie cały czas się mazała. Kiedy wreszcie około drugiej skończyli, Kate czuła tępe dudnienie w skroniach. Bolały ją też oczy i plecy. Po raz pierwszy od spotkania z Lukiem zaczęła tracić nadzieję. Nie była w tym uczuciu odosobniona, tyle że Julianna od razu po powrocie do hotelu pogrążyła się w swoim świecie. Natomiast Luke chodził nerwowo z kąta w kąt. Kiedy próbowała go zagadnąć, odburknął coś takim tonem, że poniechała dalszych prób. Kate obserwowała go przez moment, a potem przeniosła wzrok na Emmę i jeszcze bardziej zmarszczyła czoło. – Co się dzieje, malutka? – Ponownie potarła jej usta smoczkiem od