kiedyś widział. Ale gdzie?
RS 294 - Nie wrócił na noc, ale wiem, że nie uciekł z domu - mówiła, ledwie powstrzymując szloch, więc Jessica uspokajającym gestem położyła dłoń na jej ramieniu. - To nie jest żądanie okupu. Nie wiem, co to znaczy, na policji nic mi nie pomogli, a tu jest pani nazwisko... No to przyszłam. Boże, co ja mam zrobić? Bryan przypomniał sobie, skąd zna tę kobietę. Myra Peterson, matka Jacoba, który miał się za wampira i od którego dowiedział się o zbiórce na cmentarzu. Kobieta podała Jessice kawałek papieru, oddarty od zwykłej białej kartki, widniało na nim kilka słów wypisanych odręcznie. - Pani Peterson, odnajdziemy pani syna - obiecała Jessica. - Naprawdę możecie to państwo zrobić? - spytała, rozpaczliwie chwytając się nadziei. - Myśli pani, że on żyje? Jessica skinęła głową. - Jestem tego pewna. Odnajdę Jacoba i przyprowadzę go do domu. A teraz proszę wracać do siebie, zadzwonić po jakąś serdeczną przyjaciółkę, napić się wina i zdać się na mnie. Dziękuję. Na policji nawet nie chcieli przyjąć zgłoszenia o zaginięciu, podobno na to jeszcze za wcześnie, bo nastolatki często znikają nawet na parę dni, a Jacoba nie ma zaledwie dobę. Ja to wszystko rozumiem, ale... ale ta kartka dziwnie mnie przeraziła, chociaż nie wiem, o co chodzi. Bryan uświadomił sobie, że ktoś za nim stoi, obejrzał się. - Ja się tym zajmę - rzekł cicho Sean. -I tak nie mogę teraz opuścić Nowego Orleanu i jechać z wami do Szkocji, więc dalsza część narady może odbyć się beze mnie. - Wysunął się do przodu. - Porucznik Canady, RS 295 witam panią. Odwiozę panią do domu, wszystko mi pani szczegółowo opowie, sporządzę raport. Kiedy tamci dwoje oddalili się, Bryan podszedł bliżej do Jessiki. - Co to za wiadomość? - spytał. Bez słowa podała mu kartkę. U góry napisano długopisem: Do Jessiki Frazer. Poniżej znajdowały się tylko trzy słowa jedno pod drugim i te zostały napisane krwią. Środkowe słowo było podkreślone. Ioin i Igrainia. RS 296 ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY Kraj już od dawna nie znał wojny, więc wyglądał inaczej niż wtedy, gdy Bryan widział go po raz ostatni. Stał na szczycie skalistego wzgórza, przez dobrych kilka minut po prostu chłonąc w niemym zachwycie czyste piękno surowego krajobrazu. Na zboczach były malownicze zagrody, pola w dolinach mieniły się łagodnymi barwami, owce i krowy pasły się na zielonych łąkach, niezliczone polne kwiaty kołysały się na wietrze. Wciąż było widać pozostałości kamiennych murów, czasem pamiętających jeszcze czasy rzymskie. Dzień powoli zmierzał ku końcowi, niedługo przyjdzie noc, a wraz z nią Czarcia Pełnia oraz zwołany przez wroga kolejny bal. Pierwszy dowiedział się Florenscu, natychmiast skontaktował się z