Kiedy je otworzyła, Marie Jenssen już nie było.
7 Helen Shipley, trzydziestotrzyletnia detektyw inspektor z AMIT NW, aktualnie na kacu, odbierała właśnie rzeczy z pralni chemicznej w czasie przerwy na lunch, kiedy odezwał się sygnał jej pagera. Godzinę po odnalezieniu ciała na działce, walcząc z falą mdłości, obrzuciła długim spojrzeniem to, co leżało pod białym namiotem, razem ze swym szefem, nadinspektorem Trevorem Kirbym. Wkrótce przyłączyła się do nich Stephanie Patel, dyżurna patolożka z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. niecałych trzech godzinach na miejscu był już John Rolsover, asystent menedżera supermarketu, który ponad tydzień wcześniej zgłosił zaginięcie żony, a teraz miał pomóc w identyfikacji zwłok. Chociaż wydawał się pogrążony w bólu i zrozpaczony losem dzieci, szybko został głównym podejrzanym, ponieważ zarówno siostra, jak i sąsiadka Lyn-ne oskarżyły go o regularne znęcanie się nad żoną. Załamana i podobnie jak siostra zależna od męża, Pam Wakefield zeznała, że Lynne od czasu do czasu zbierała się na odwagę, by mu się sprzeciwić, ale wszystko kończyło się, gdy zaczynał krzyczeć i okładać ją pięściami. - Pam, o czym pani właściwie mówi? - spytała Helen Shipley zdruzgotaną kobietę w jej salonie. - Czy to nie oczywiste? - Muszę usłyszeć to od pani. - Mówię, że prawdopodobnie tym razem posunął się za daleko. - Pam Wakefield, nie kryjąc łez, patrzyła prosto w szare oczy krótko ostrzyżonej policjantki. - Mówię, że John Bolsover - nazwisko szwagra w jej ustach zabrzmiało jak coś trującego - prawdopodobnie rozwalił mojej siostrze głowę, a potem ukrył ją na tej działce pod stertą worków. Prawdopodobnie. Wolne żarty. - Przyduś tego cwaniaczka - powiedział Helen nadinspektor Kirby, krępy, siwowłosy kawaler z Wolverhampton. Łatwo powiedzieć. Jak dotąd Bolsover nawet nie drgnął, a co dopiero mówić o przyznaniu się do winy. Po trzech długich przesłuchaniach w obskurnym ceglanym budynku nieopodal Claris Green, gdzie mieściła się tymczasowa siedziba AMIT NW (siedziba ta, podobnie jak sama jednostka, była tymczasowa, niemniej po upływie roku czuli się tam coraz bardziej u siebie), adwokat podejrzanego nalegał, aby jego klientowi albo przedstawiono zarzuty, albo puszczono go do domu, by wraz z rodziną mógł przeżywać żałobę. - Wciąż tkwimy w martwym punkcie - oznajmiła Shipley ekipie, kiedy po pięciu dniach śledztwa zebrali się na naradzie. - Kazali mi albo się zesrać, albo zejść z nocnika, a tu, kurna, ani cienia dowodu.