- A ty? Czy ty także tego chcesz? Przytaknął bez słowa. Mimo że zdołał oswobodzić
się z koszmaru przeszłości, wciąż jeszcze miał on nad nim wielką władzę. Nadszedł czas, żeby ponieść konsekwencje dawnych czynów. - Opowiedz mi o wszystkim - poprosiła. Objął ją ramionami, przymknął oczy, a potem podniósł się razem z nią. Zarzuciła mu ręce na szyję i spojrzała mu w oczy, kiedy wolnym krokiem niósł ją na ich letnie łóżko. - Przywykłem do tego, że zawsze wygrywam. Ze zawsze mi się szczęści. Ale półtora roku temu zaczęła się dla mnie zła passa. To było niczym fatum. Tymi słowami rozpoczął swoją spowiedź. Jego stłumiony szept dobiegał do niej z sąsiedniego posłania. Przebrali się obydwoje w nocne stroje i położyli po obu stronach podwójnego łóżka, gdzie wiele już razy prowadzili szeptem rozmowy przed snem. - Faraon i inne hazardowe gry stały się przyczyną mojej klęski. Nie można posłużyć się w nich żadną strategią. Stawia się pieniądze i czeka, co z tego wyniknie. A ja lubiłem wygrywać w faraona. - Dlaczego? - Sam nie wiem. Czułem się wtedy... wybrańcem losu. Ulu - bieńcem fortuny. Wiem, że brzmi to absurdalnie. - Poduszka zaszeleściła, gdy przekręcił głowę, żeby spojrzeć w górę. - Lecz jeśli wygrana była błogosławieństwem, to przegrana, jak łatwo sobie wyobrazić, przekleństwem. Ale sądziłem, że zdołam odwrócić koło fortuny. Nie potrafiłem z tego zrezygnować. Jeszcze jeden rzut kości, jeszcze jedna partia kart! Koniecznie chciałem odzyskać swój status szczęściarza. - Dlaczego tak cię to pociągało? Zastanowił się nad jej pytaniem. - Myślę, że hazardowe gry odwracały moją uwagę od innych rzeczy. - Na przykład od czego? - Na przykład - zawahał się - od tego, że mam wszystko, czego mógłbym zapragnąć, ale wciąż nie jestem szczęśliwy. Miałem coraz więcej, a jednak nie mogłem... - Zapełnić tym pustki? Odwrócił głowę w jej stronę i patrzył na nią przez chwilę, a potem powoli, z przygnębieniem przytaknął. - Mów dalej. Alec znów zapatrzył się w baldachim, z rękami podłożonymi pod głowę. - Im dłużej w tym tkwiłem, tym gorzej mi szło w grze. Nie potrafiłem się pogodzić z klęską. Robert kilkakrotnie ostrzegał mnie, ale go nie słuchałem. Wreszcie ograniczył mi fundusze, żeby mnie zmusić do rezygnacji z hazardu. W gruncie rzeczy nie miał wyboru. Zrobił to dla mojego dobra. Tylko że ja nie zamierzałem rezygnować, zacząłem za to po cichu pożyczać pieniądze na procent, żeby mieć z czego żyć, póki nie zacznie mi się z powrotem powodzić i nie powrócą wygrane. To był fatalny pomysł, wiem o tym. W każdym razie wszyscy co ważniejsi lichwiarze londyńscy dowiedzieli się, że jestem spłukany, i nie chcieli mi już pożyczyć ani pensa. A potem było jeszcze gorzej. - Co się stało? - Niektórzy z moich wierzycieli zaczęli mnie nachodzić. Zapożyczyłem się, jak tylko mogłem, u przyjaciół, ale nie potrafiłem się zmusić, żeby prosić ich o więcej. Nawet zrujnowany hazardzista ma swój honor. Czułem wstręt do samego siebie. O mało nie znalazłem się w więzieniu za długi, a wiedziałem, że Robert by mnie stamtąd nie wyciągnął. Powiedział mi to zresztą. Obawiał się, że to jedyny sposób, żebym się opamiętał. Becky słuchała w milczeniu. - Cóż, wiedziałem, że jeśli pozwolę się zamknąć, będzie to koniec lorda Aleca Knighta, przywódcy londyńskich hulaków. Wystarczającym złem było już to, że z dnia na dzień stałem się kimś, kto wszystko przegrał. Więzienie za długi uczyniłoby mnie całkowitym wyrzutkiem. Być może życie, jakie wiodłem w towarzystwie, było niewiele warte, ale było jedynym, jakie znałem. Utraciłem zdolność rozsądnego myślenia i zrobiłem coś niewiarygodnie głupiego. - Co? - Pożyczyłem pieniądze od Dunmire'a. - Alec obrócił się na bok i wsparł podbródek dłonią. Oczy połyskiwały mu w mroku. - To człowiek z półświatka, na wpół kryminalista, właściciel kilku podejrzanych domów gry na East Endzie, a także burdeli i nędznych tawern,