miejsca, gdzie leżały trzy trupy, i dokładnie go obszukała. Nie znalazłszy żadnej dodatkowej
broni, ściągnęła mu ręce do tyłu i zatrzasnęła kajdanki. – Danielu O’Grady – wyrecytowała, pomagając chłopcu się podnieść – jesteś aresztowany. Masz prawo nie odpowiadać na pytania. Cokolwiek powiesz, może zostać wykorzystane przeciwko tobie. – Nic nie mów – rozkazał ostro szeryf. – Słyszysz mnie, synu? Nic nie mów! – Zamknij się, Shep. Nie możesz zmusić dzieciaka do milczenia i dobrze o tym wiesz. Rozumiesz swoje prawa, Danny? Rozumiesz, że zostałeś aresztowany za to, co zrobiłeś w szkole? – Nie odpowiadaj, Danny! Nie odpowiadaj! – Shep – warknęła Rainie ostrzegawczo. Danny O’Grady nawet nie spojrzał na ojca. W końcu odezwał się: – Tak, proszę pani. – Zrobiłeś to, Danny? – zapytała łagodniej. Usłyszała w swoim głosie zmieszanie, potrzebę potwierdzenia. Znała tego chłopca prawie od urodzenia. Dobry dzieciak. Kiedyś nosił jej odznakę policyjną. Dobry dzieciak. Wzięła się w garść i powtórzyła bardziej stanowczo: – Zastrzeliłeś tych ludzi, Danielu? Zrobiłeś krzywdę tym dziewczynkom? Odpowiedział nieobecnym głosem. – Tak, proszę pani. Chyba tak. 5 Wtorek, 15 maja, 15.13 Rainie i Shep milczeli. Słowa, które przed chwilą padły, powoli docierały do ich świadomości. Shep nie protestował przeciw oświadczeniu Danny’ego, nie próbował tłumaczyć, że to nieporozumienie albo że Danny jest jeszcze dzieckiem. Wydawał się zbyt oszołomiony. A Rainie nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć. Była policjantką; aresztowany przyznał się do winy. Znała swoje obowiązki. Kiedy podprowadziła chłopca do frontowego wejścia, natychmiast rozbłysło kilkanaście fleszów. Już czyhali dziennikarze. Cholera. Wycofała się szybko, osłaniając Danny’ego przed oślepiającymi lampami i zgiełkiem pytań. Popatrzył na nią nieprzytomnie, posłusznie poddając się jej woli. Trudno jej było znieść to zaszczute spojrzenie. – Nie mogą zobaczyć, że z nami wychodzisz – zwróciła się po chwili do Shepa. Całą trójką przywarli do ściany korytarza niczym tropiona zwierzyna. – Nie zostawię cię z nim samej. – Nie masz tu nic do powiedzenia. Mogę go przesłuchać bez twojej obecności, a już na pewno mogę go aresztować bez twego pozwolenia. Dobrze o tym wiesz. Shep przyjął te słowa z grobową miną. Prawo w stanie Oregon nie cackało się z młodocianymi zabójcami i Danny miał ponad dwanaście lat, więc mógł być pociągnięty do odpowiedzialności karnej za swoje czyny. Przysługiwały mu takie same prawa jak każdemu, na kogo nałożono areszt, a jego rodzice nie mieli tu nic do powiedzenia. Najlepsze, co Shep i Sandy mogli w tej sytuacji zrobić, to wynająć dobrego adwokata. I powinni się cieszyć, że Danny nie ukończył jeszcze piętnastu lat, bo wtedy na mocy artykułu jedenastego automatycznie podlegałby sądownictwu dla dorosłych. A jeszcze bardziej powinni się cieszyć, że w Oregonie nie obowiązuje prawo, które obarcza rodziców odpowiedzialnością za umożliwienie dziecku dostępu do broni palnej. – Co chcesz zrobić? – zapytał Shep. – Zdejmij koszulę. O’Grady zerknął na syna. Domyślił się, o co chodzi, i rozpiął bluzę szeryfa. Pod spodem miał zwykły biały podkoszulek, sprany i znoszony. W tym stroju wyglądał aż nazbyt zwyczajnie, co jeszcze bardziej wytrąciło Rainie z równowagi. Miała to sobie za złe. Shep starannie owinął koszulę wokół głowy chłopca, jakby ten był ze szkła i mógł się potłuc. – Wszystko będzie w porządku – szepnął. Znowu spojrzał z rezygnacją na Rainie i czekał