- Czy właśnie z tego powodu nie chciałaś za mnie wyjść? Bo pragniesz małżeństwa z
miłości? - Jesteś genialny! - wykrzyknęła rozbawiona. Chwyciła jedną z poduszek i rzuciła w niego. Zaśmiał się głośno, zuchwale. I przewrócił ją na plecy. - Myślisz, że jesteś taka sprytna? - Sprytniejsza od ciebie. - Naprawdę? Przez moment sądziła, że ją pocałuje, tak blisko siebie znalazły się ich usta, lecz on tylko na nią patrzył. Dotknęła jego twarzy i z bólem zdała sobie sprawę, że aż do tej pory Alec w głębi duszy sądził, iż odrzucała jego ofertę małżeńską, bo zbyt nisko go ceniła. Dzisiejszej nocy, po jej gorliwych staraniach i oświadczeniu, że chce wyjść za mąż z miłości, zrozumiał, że był w błędzie. Gładziła go delikatnie po policzku. Pocałował ją, a potem nagle zaczął tak łaskotać, że z krzykiem i śmiechem uciekła na swoje łóżko. - Zostań tam sobie, hultaju! Nie waż się tu zbliżyć! - wołała pomiędzy wybuchami śmiechu. - W porządku. Dobranoc, księżniczko! W odpowiedzi przesłała mu dłonią całusa. 10 W gruncie rzeczy jej oczy nie były fiołkowe, lecz miały granatowe obwódki wokół tęczówek i mnóstwo maleńkich białych punkcików, pomiędzy którymi prążki barwy lawendy, niby szprychy koła, biegły na zewnątrz od wielkich, czarnych źrenic. Te drobne szczegóły stały się obsesją Aleca. Obserwował Becky niby przyrodnik, który odkrył jakiś nowy, nieznany nauce gatunek. Prawdziwy kolor jej oczu poznał pewnego popołudnia, gdy zerwała gałązkę niebieskiego zatrawianu i zatknęła ją sobie za ucho, a potem - leżąc z głową wspartą o jego pierś - czytała mu powieść gotycką. Muskał jej podbródek kwiatkiem, póki nie odsunęła jego ręki, a później wpiął go w jej ciemne włosy. Długie rzęsy były nieco od nich ciemniejsze. Mógł ją sobie dokładnie wyobrazić z zamkniętymi oczami. Coś dziwnego się działo z przywódcą londyńskich rozpustników. Nigdy jeszcze nie spędził tyle czasu z kobietą, co przez ostatnie dwa tygodnie. Miał zwyczaj mawiać, że zakochuje się i odkochuje równie często, jak Beau Brummel zmienia bieliznę. Niezależność Becky zdumiewała go, a jej nieufność wobec wielkiego świata wzmagała pragnienie, żeby ją otoczyć opieką. Przede wszystkim zaś, by okazać się godnym zaufania, którym go obdarzyła. Zewsząd napływały zaproszenia. Alec odrzucał większość z nich, zbyt zajęty gromadzeniem pieniędzy. Zresztą bale, rauty i poranne przyjęcia pociągały go coraz mniej. Wolał przebywać w domu razem z Becky. Chciał ją zresztą mieć tylko dla siebie. Nie miał zamiaru bynajmniej więzić jej w klatce, czuł jednak, że tu, w willi, stworzyli swój własny świat. Nawet Lizzie nie potrafiła go tak oczarować. Nie, Rebecca Abukir Ward nie przypominała nikogo, znanego mu przedtem. Zdumiewała go i zachwycała. Nie mógł się bez niej obejść. Przyjaciele zjechali do Brighton, lecz Alec ukrył przed nimi jej obecność. Wiedział, że go nie zrozumieją. Uznali co prawda, że zanadto od nich stroni, ale przynajmniej nie nęka go już zły nastrój. Chodził z nią na długie spacery po plaży, urządzali też czasem pikniki. Raz zjedli podwieczorek na urwisku, górującym nad oceanem i całowali się tam potem do utraty tchu. Każdej nocy bywał w klubie albo w co przyzwoitszych domach gry i wracał stamtąd z wygraną. Czasami wygrywał więcej, czasami mniej, lecz tylko dwa razy mu się nie powiodło. Choć nie przyznałby się do tego, czuł ogromną ulgę, widząc, że jego plan nie spalił na panewce. Chętnie przyjął zaproszenie hrabiny Lieven. Zona ambasadora robiła, co mogła, aby wesprzeć swojego rodaka, należało się więc spodziewać przyjazdu Kurkowa. Alec miał zamiar zyskać brakującą sumę właśnie na tym balu. Postanowił, że zacieśni tej nocy znajomość z Rosjaninem. Mimo że miał chęć rozszarpać go gołymi rękami, musiał sprawić, by zaczął on uważać Aleca za serdecznego przyjaciela. Następnie namówi go do odsprzedania Talbot Old Hall.