- No, Imo? Słucham.
Miała rozszerzone strachem, pociemniałe i udręczone oczy. - Zabiłam moją matkę. Kiedy tego słuchał, pewna część jego umysłu jakby się zamknęła, chroniąc resztę. Niemal miał to przed oczami - to część, która czuła miłość, żal, strach, zamęt, zwinęła się w kłębek i ukryła. Jak inaczej mógłby słuchać tych słów i nie uderzyć osoby, z której ust wyszły? Jak mógłby nie zwariować? „Zabiłam moją matkę". - Jak to - zabiłaś? - To znaczy... niezupełnie. Niezupełnie. Siedział przez chwilę w milczeniu, starając się ochłonąć i przygotowując na dalszy ciąg. Spojrzał w pełne bólu oczy. - Słucham, Imo. Powiedz. Oboje słyszeli wokół siebie kroki, jakiś ruch. Matthew widział, że Zuzanna, policjant i dwoje ratowników są już blisko, a on nie da rady ich powstrzymać. - Później, dobrze? - szepnął nerwowo. - Kiedy będziemy sami. Imogen się nie odezwała. - Dobrze? - naciskał Matthew. Pomogli im się podnieść i dali mu kolejny suchy koc, a Zuzanna - sama szczękając zębami - objęła Imo ramieniem. Dziewczyna nie protestowała, pozwoliła poprowadzić się przez grząską trawę w stronę drogi, do jedynej już karetki. Dwie - z Chloe i Flic - musiały już odjechać. - Flic nie chciała się ruszyć - powiedziała mu później Zuzanna - ale ją zmusili. - To dobrze. 356 Brązowe oczy Zuzanny patrzyły pytająco, ale bez charakterystycznego inkwizytorskiego wyrazu. Ta nowa Zuzanna była na to zbyt wstrząśnięta i zasmucona. - Kahli wciąż jest z waszymi sąsiadami - dodała. - To dobrze - powtórzył. Dobrze. Nie wiedział, co jeszcze powiedzieć. Mózg także miał wypalony. Widział, że Kahli czeka za taśmą, ale nie merda ogonem ani się nie cieszy. - Mogłabyś pojechać z Imo? - zapytał. Zuzanna zauważyła, w którą stronę patrzył. - Oczywiście. Pomógł jej wsiąść do karetki. Oboje zerknęli na Imogen, która cały czas milczała. Matthew dostrzegł jej zupełnie pusty wzrok; wiedział, że nie ma sensu, żeby to on jej towarzyszył - dziewczyna nie otworzy się teraz, jeśli będą przy niej inni. Może w ogóle się już nie otworzy. - Nie zwlekaj za długo, dobrze? - poprosiła cicho Zuzanna. - Zaraz przyjadę. Poczekał, aż drzwi się zamkną i karetka ruszy, a potem powlókł się w stronę taśmy, gdzie stała Kat. Wyglądała na przerażoną, pewnie wyobraźnia podsuwała jej najbardziej koszmarne wizje tego, co wydarzyło się na wrzosowiskach. Nic jednak nie mogło się równać z rzeczywistością.