Malindo...
Dreszcz wstrząsnął ciałem Malindy. Ciotka Hattie zawsze wymawiała jej imię z takim naciskiem na ostatnią sylabę, że potem poczucie winy trwało w niej co najmniej tydzień. Nawet zza grobu jej głos miał tę samą moc. - Bardzo żałuję, ale naprawdę nie mogę podjąć się tej pracy - wymamrotała wbrew sobie Malinda. - Nie możesz czy nie chcesz? 58 JEDNA DLA PIĘCIU Malinda jęknęła. Dlaczego ten człowiek nie chce zadowolić się prostą odpowiedzią? Dlaczego nalega? Na szczęście w tej chwili zadzwonił telefon i Malinda nie musiała uzasadniać swej decyzji. - Nie, nie. Przyjadę. Oddzwonię, jak tylko zamówię lot - zakończył Jack krótką rozmowę. Odłożył słuchawkę i zwrócił się do Malindy. - To Jim McIntire nadzorujący moją budowę - wyjaśnił. - Zawaliła się część dachu biurowca, który buduję w Chicago. Muszę tam natychmiast jechać. Malinda od razu pomyślała o wciąż jeszcze śpiących dzieciach. - A co z chłopcami? - Będą musieli pojechać ze mną. - Ale kto się nimi zajmie? - W większości hoteli są opiekunki do dzieci. Jeśli nie, zaangażuję kogoś z agencji. Myśl o tym, że chłopcy mieliby siedzieć w pokoju hotelowym z jakąś obcą osobą, zaniepokoiła Malindę. Dziwne było to współczucie, biorąc pod uwagę zachowanie chłopców wobec niej, ale miała na to taki sam wpływ, jak na padający za oknem śnieg. - A co ze szkołą? - Będą musieli trochę opuścić. - Ze zmarszczonym czołem Jack podszedł do zlewu. Malinda też wstała. - Nie możesz tego zrobić - powiedziała. - Nie mów mi, co mogę, a czego nie mogę robić - zwrócił się do niej ze złością. - Myślisz, że to łatwe samemu wychowywać dzieci? Ręce sobie urabiam po łokcie, żeby dzieciaki miały wszystko, czego ja nie miałem. I jeszcze na dodatek muszę być matką i ojcem. JEDNA DLA PIĘCIU 59 I co z tego, że opuszczą parę dni szkoły? Poza tym nie mam innego wyjścia. - Zniechęcony machnął ręką. Malinda przypomniała sobie własne dzieciństwo i z trudem przełknęła ślinę. - Owszem, masz - powiedziała spokojnie, wiedząc, że będzie tego żałować. - Czyżby? - Ja z nimi zostanę. Przez chwilę Jack nic nie mówił, tylko patrzył na nią zdumiony. - Naprawdę? - Przecież powiedziałam, że tak.