Wzruszył ramionami, odpalając potężny silnik.
- Można. No tak, więc jednak o to mu chodziło. Wątpił, że może mieć jakichkolwiek prawdziwych przyjaciół. Z jednej strony Milla czuła ulgę, a z drugiej rozczarowanie. Tak, pragnęła tego mężczyzny, ale sama nie wiedziała, czy kiedykolwiek zdobędzie się na odwagę, aby zrobić coś w tym kierunku. To byłoby jak wchodzenie do klatki tygrysa, nieważne, jak bardzo oswojonego. Zawsze pozostanie strach i niepewność. - Ten twój „znajomy" - uciekła na bezpieczny grunt - zna cię i ufa na tyle, by powierzyć ci tego potwora? - Ufa mi. Nie powiedział, że „zna"; Milla zwróciła na to uwagę. No tak, najwyraźniej ślepa uliczka. Ale w zasadzie co wiedział Diaz i dlaczego byli właśnie w Idaho? - No dobrze, jesteśmy już w drodze. Możesz powiedzieć mi, czego się dowiedziałeś. - Jeszcze niczego - odparł, a Milla oklapła z rozczarowania. an43 265 - Myślałam... - Po rozmowie z tym gościem będziemy wiedzieć coś więcej. Słyszałem, że jego brat pilotował ten samolot, który się rozbił. - Masz nazwisko pilota? - Może - rzucił, ale zauważając jej sfrustrowane spojrzenie, mówił dalej. - To jak nić. Pociągniemy za nią i zobaczymy, czy coś jest na końcu. Najczęściej nie ma nic, ale wiedza negatywna jest prawie tyle samo warta, co pozytywna. - To znaczy: wiesz, gdzie nie szukać. - Przy okazji można dowiedzieć się czegoś o człowieku, który włożył ci tę nić do ręki. - Zatem może masz jednak to nazwisko pilota? - Usłyszałem o facecie, który nazywa się Gilliland. Woził różne rzeczy do Meksyku i z Meksyku. Rozbił się i zginął siedem czy osiem lat temu. Ludzie wiedzieli o nim tylko tyle, że miał brata, Normana Gillilanda, mieszkającego w Sawtooth Wilderness, blisko Lowman. Milla spojrzała na niego; po chwili wiedziała już, co tu nie pasuje. - Zatem nikt nic nie wiedział o pilocie, aż tu ni z tego, ni z owego przypomniano sobie imię i dokładny adres jego brata? Trochę to dziwne. - Byłaby z ciebie niezła tropicielka - pochwalił ją Diaz. - Dobrze kombinujesz. Milla zacisnęła pięści. - Kolejna gonitwa za cieniem? Po co my tam w ogóle jedziemy? an43 266 - Kolejna? - zapytał po chwili. - Tak - patrzyła przez okno, z zaciśniętymi zębami. - To właśnie robię od dziesięciu lat. Kręcę się jak pies za własnym ogonem, latam jak głupia po najdziwniejszych miejscach i ostatecznie nigdy nic nie znajduję. - Tak jakby ktoś celowo podrzucał ci fałszywe tropy Spojrzała