joanna liszowska w ciazy
– Proszę, nie – szepnęła, dygocząc ze strachu. Nie chciała umierać. Nie teraz. Nie w ten sposób. Jest jeszcze młoda, tyle ją jeszcze w życiu czeka. – Proszę – szepnęła. Głos łamał się jej dramatycznie. – Nikomu nie powiem, przysięgam. Możesz mi zaufać. – Cicho. Wszystko będzie dobrze. – Napastniczka powoli przesunęła zimną lufą wzdłuż kręgosłupa Lorraine, w górę, po karku, do nasady czaszki. I tam się zatrzymała. O Boże drogi! W tej jednej koszmarnej sekundzie Lorraine zrozumiała, że to już koniec. Nic, ani słowa, ani czyny nie przekonają wariatki, by zmieniła zdanie. Zamknęła oczy w chwili, gdy padł strzał. Rozdział 24 Coś jest nie tak. I to bardzo nie tak. Bentz wyczuwał to w powietrzu, w ciszy nocy. Kiedy podjeżdżał pod dom Lorraine, okolica była pusta – nigdzie nie widział srebrzystego chevroleta. W domu paliły się światła w kilku oknach, ale wszędzie zaciągnięto zasłony. Przecież Lorraine mówiła, że widziała Jennifer właśnie przez okno? Co gorsza, zauważył, że drzwi były uchylone. Czyżby zostawiła je otwarte specjalnie dla niego? O nie. Podczas rozmowy była śmiertelnie przerażona. Czuł, jak napinają się wszystkie jego mięśnie. – Lorraine – zawołał. Cicho, powoli wyjął pistolet z kabury pod pachą. – Lorraine? To ja, Rick Bentz. Cisza. Ostrożnie, wyczuwając niebezpieczeństwo, pchnął drzwi lufą pistoletu, i nie słysząc żadnych odgłosów ze środka, wszedł do domu. W salonie paliły się światła. Zesztywniał, kątem oka widząc ruch za sobą, ale po chwili zdał sobie sprawę, że to jego odbicie w lustrzanej ścianie. W pokoju nie było nikogo, na zielonej kanapie leżała otwarta książka. – Lorraine? – zawołał, ale nikt mu nie odpowiedział. Szedł powoli, zmierzał na tył domu. Minął pustą jadalnię. Na stole piętrzyła się korespondencja. Kiedy przechodził około ciemnej kuchni, poczuł to. Charakterystyczny metaliczny zapach krwi. Żołądek podszedł mu do gardła. Przygotował się psychicznie, wszedł do kuchni i zobaczył dwie stopy, bez jednego kapcia, wystające zza szafki. Podszedł bliżej. Leżała twarzą do ziemi, włosy na potylicy były mokre od krwi. Lorraine. Poczuł w ustach smak żółci. Zapalił światło i szybko rozejrzał się po pomieszczeniu, zanim przy niej ukląkł. Wiedział jednak, że już nie żyje. Mimo to szukał pulsu. Nic. – Boże drogi. – To jego wina, wiedział o tym. – Sukinsyn. – Wyjął telefon z kieszeni, zadzwonił na policję, przedstawił się i zgłosił zabójstwo. Kto jej to zrobił? Bez wątpienia ta sama osoba, która zabiła Shanę McIntyre. Związek także był oczywisty – Rick Bentz. Bentz miał świadomość, że wywołał reakcję łańcuchową. Jennifer ukazała się Lorraine, wiedząc, że ta do niego zadzwoni. A gdy już to zrobiła, Jennifer zamordowała ją bez litości. Niewykluczone, że teraz go obserwuje i rozkoszuje się tym, co spowodowała. Chora suka. Instynkt mu podpowiadał, że w domu nie ma nikogo, morderca już dawno uciekł, nie miał jednak pewności. Rozłączył się i przeszukał budynek. Ostrożnie, starając się niczego nie dotykać, żeby nie zatrzeć potencjalnych śladów, zajrzał do szaf, zlustrował wzrokiem tylną werandę, ale mordercy już nie było. Oczywiście. Bentz po raz trzeci w ciągu godziny zadzwonił do Hayesa, zostawił mu wiadomość i wrócił do saloniku. Pomieszczenie wypełnił dziwny, niesamowity dźwięk. Bentz skulił się pod ścianą podniósłszy głowę, zobaczył szarego kota, który wyskoczył